wtorek, 29 września 2009

Komu dotacja?

Czytam w portalu podatki.pl, że państwa członkowskie UE (Austria, Belgia, Czechy, Niemcy, Hiszpania, Finlandia, Francja, Wielkiej Brytania, Grecja, Węgry, Irlandia i Włochy) będą musiały zwrócić nienależnie wydaną kwotę w wysokości 214,6 mln euro. Pieniądze te mają powrócić do budżetu Wspólnoty z powodu nieprzestrzegania przepisów UE lub zastosowania nieodpowiednich procedur kontroli w zakresie wydatków na rolnictwo.

Brawo! Sposoby na kryzys są specjalnością urzędników. Wykazali się pracowitością przy kontroli wydatków, to teraz będą mogli się dodatkowo wykazać przy kolejnym podziale. Potem znów się komuś zabierze i tak w kółko. Wprawdzie pieniędzy będzie coraz mniej, ale dla urzędników z UE i ich współpracowników w poszczególnych krajach z pewnością wystarczy. Może nie słyszeli nigdy, że ten kto daje i odbiera... ale kto by się przejmował drobiazgami.

Najważniejsze, że jest robota. Tu się przydzieli, tam się przesunie, to znów tu odzyska i koło się będzie jakoś kręcić, a konkretnie 3-4 koła miesięcznie(płatne w euro, oczywiście...) Potem się nagłośni, że nieprawidłowości zostały usunięte, że bez nas - urzędniczej braci - nic dobrego by się w Europie nie wydarzyło, aż dziw, że w ogóle do tej pory istniała. Na koniec się jakoś wyrówna (przy kolejnych projektach) straty tym, którzy będą najgłośniej krzyczeć, lub co gorsza domagać się kontroli kontrolujących. Pula nie straci i wszyscy będą nadal udawać, że jest fajnie.

Kryzys też za bardzo nie ucierpi, a może nawet się pogłębi, więc znów trzeba będzie pomagać, dzielić, przesuwać, odbierać i tak w kółko...

Urzędnicy wszystkich krajów łączcie się!



więcej o kryzysie na stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

poniedziałek, 28 września 2009

Smutna refleksja...

Dziś króciutko. Tym razem o kryzysie w tzw. "show biznesie". Biznes show, show i pryszoł, jak kiedyś w "Piwnicy pod Baranami" można było usłyszeć w jednym z satyrycznych monologów.

No i co to się porobiło? A to dawna pani Pazurowa, a to pan Roman Polański... i nieśmiałe pytanie, kto następny?

Ludziska larum podnoszą, że to skandal, że po tylu latach, że zasłużony dla kinematografii światowej itd itp... Jak znam życie, to nic złego się panu "Wesołemu Romkowi" nie stanie. Faktem jest, że zgodnie z prawem USA popełnił przestępstwo (u nas byłby ścigany, nawet gdyby była to 15-latka, a przecież miała o dwa lata mniej). Co więcej, gdyby sytuacja zdarzyła się w ostatnich latach, ciążyłoby na słynnym reżyserze, odium bycia pedofilem i dealerem narkotykowym, bo przecież coś tam również brali...

Nie jestem zatem przekonany, że sprawa rozeszłaby się "po kościach", zwłaszcza, że lubimy "przyłożyć" znanym. Wystarczy popatrzeć na reakcje w sprawie pani Pazurowej.
Być może mniej sukcesów, chociaż celebrytka telewizyjna, a więc częściej na ekranie, niż ostatnio pan Polański (bo on poza wszystkim, głównie z drugiej strony kamery).
A może jesteśmy antyfeministami (stkami) - niepotrzebne skreślić...?

Albo po prostu, co byłoby jednak dość przerażające, łatwiej wybaczamy uwiedzenie 13-latki, niż wręczenie łapówki. Dokładnie nie wiadomo, w każdym razie żaden minister w obronie pani Pazury nie staje... Chyba, że to tylko na razie, bo wszyscy zajęli się sprawą Polańskiego.


więcej o kryzysie na stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

sobota, 26 września 2009

Lepszy prawdziwy wróg...

Lepszy prawdziwy wróg, niż fałszywy przyjaciel. To prawda, która potwierdza się bardzo często. Teraz, po raz kolejny, w naszych relacjach z USA. Kwestia tarczy, poświęconej przez amerykańską administrację dla ocieplenia stosunków z Rosją (oraz po części z przyczyn finansowych, co akurat łatwiej przełknąć). Natomiast przełknięcie takich rzeczy jakie zdarzają się na granicy, to już trudna sprawa. Śmieją się z nas nie tylko Amerykanie, ale ponad pół Europy, że nie potrafimy załatwić z naszym "sojusznikiem" nic konkretnego. I taka jest smutna prawda...

Nasi żołnierze, których życie poświęciliśmy w Iraku czy, którzy giną w Afganistanie dla urojonej walki z terroryzmem, czy bezgraniczna gotowość do poświęceń w imię sojuszu, jaki ma to dziś sens? Jesteśmy, ba zawsze byliśmy, niepoprawnymi romantykami. Realia są takie, że w zamian za gotowość służenia Stanom Zjednoczonym "na gwizdek" otrzymaliśmy trochę złomu (zdezelowane samoloty F16).

Prozaiczna, wydawałoby się, sprawa wiz nie została załatwiona przez kilkanaście lat. Teraz funkcjonariusze służb granicznych USA odsyłają do domu pół zespołu Zakopower, jadącego w trasę koncertową, traktując przy tym Polaków w sposób skandaliczny.

Oczywiście, ktoś powie, że to incydent, który może się zdarzyć wszędzie. Znamienne jest to, że dotyka to naszych obywateli właśnie obecnie, kiedy pojawiają się głosy o konieczności zrewidowania naszej polityki wobec USA. Wiernopoddaństwo, które w niej od lat dominuje, winno ustąpić miejsca realizmowi. Mamy ważne, strategiczne miejsce w Europie. Nie łudźmy się, że Amerykanie nie poświęcą nas w imię "wyższych celów". Pragmatyzm, kojarzony przez obecną administrację USA m.in z koniecznością poprawienia stosunków z Rosją, nie pozostawia złudzeń. Kryzys zaufania do naszego partnera za oceanem wszedł w fazę, w której rozpoczęcie budowy nowej polityki wobec USA powinno rozpocząć się niezwłocznie. Mamy szansę, dokąd jeszcze istnieje Unia Europejska i możemy odgrywać w niej jakąś rolę. To oczywiście marzenie, aby mieć polityków, którzy zadbają o interes swojego kraju, a nie o doraźne apanaże, ale z pewnością można coś jeszcze "ugrać".

Nie znaczy to, że należy się od partnera zza oceanu natychmiast izolować, ale pokazać, że jesteśmy poważni i chcemy, żeby nas tak traktowano. Zacieśnienie sojuszu z krajami środkowo-europejskimi wydaje się być na dziś opcją lepszą niż poleganie na USA, które mogą z daleka pogrozić palcem, ale chętnie tu nie przybędą. Wysokie koszty, spore ryzyko, no i po co się Rosjanom narażać?


więcej o kryzysie na stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

środa, 23 września 2009

Jeszcze jeden!

Tak krzyczą często kibice na stadionie, kiedy ich drużyna strzeli gola. Tym razem "gola" strzelają sobie kolejne banki w USA. Ściślej mówiąc była to raczej "kara odłożona". Nierychliwie, ale sprawiedliwie. Kto lichwą wojuje od lichwy ginie...
Złe kredyty, których geneza jest nieco bardziej złożona, jako że to FED sprokurował poniekąd destabilizację w takiej skali, kreując tani pieniądz poprzez obniżanie stóp procentowych aż do bólu, a więc tzw. "złe kredyty" stały się ostatecznie zabójcze.

Od początku kryzysu splajtowały już w USA 94 banki. Do pełnej setki coraz bliżej. Prezydent Obama będzie mógł uczcić rekord lampką szampana, wznosząc toast również za swojego poprzednika i pana Alana Greenspana. W każdym razie tradycja jest pielęgnowana i obecna administracja jeszcze niejedno nam pokaże, a możliwości ma ogromne... Koszty upadających właśnie Irwin Union Bank oraz Irwin Union Bank & Trust ("zaufania" - o zgrozo!) to ledwie 850 mln dolarów. W skali tego, co już w system bankowy wpompowano, to naprawdę kwota śmieszna.

U nas na razie bez zmian, to znaczy mijają powoli oznaki euforii po opublikowaniu danych regionu, gdzie jesteśmy gospodarczym lwem, tygrysem oraz samodzielnym liderem w jednym. Tu i ówdzie pojawiają się już nieśmiałe pytania o to, co będzie w przyszłym roku i jak ten przewidywany (prawdopodobnie dość optymistycznie) deficyt może nam zaszkodzić.

Dobrze raczej nie będzie, bo już teraz gołym okiem widać, że trzeba będzie "upchnąć" dwukrotnie większą pulę papierów dłużnych (jakoś ten deficyt Rząd pokryć musi), co nieuchronnie spowoduje zahamowanie inwestycji. Banki chętniej, bo bezpieczniej, będą kupować papiery od Rządu, zamiast udzielać kredytów, które zwłaszcza w niepewnej sytuacji rynku, mogą okazać się "trefne". Wypychanie inwestycji z rynku w taki sposób jest prostą konsekwencją prowadzonej polityki budżetowej. Oczywiście, można liczyć na rewelacyjne wyniki prywatyzacji "resztówek", ale to raczej złudne nadzieje. Ktoś, kto chce być właścicielem, nie będzie szczególnie zainteresowany nabyciem 10 czy 20% udziałów w jakiejkolwiek firmie (chyba, że ma w perspektywie realną możliwość uchwycenia pakietu kontrolnego). Po co ma kupować podmiot, na którego działalność nie będzie miał żadnego wpływu? Dlatego uważam, że w wielu przypadkach jest to nadmierny optymizm połączony z myśleniem magicznym.

Tego rodzaju sposoby na kryzys się nie sprawdzają, a przerzucanie zadłużenia na kolejne, właśnie dorastające, ale jeszcze nie do końca świadome tego, co im "władza" szykuje, pokolenia Polaków, jest działaniem jakie pamiętamy z okresu Gierka. Tyle, że obecnie nie zauważymy nawet zmiany jakościowej, bo przecież w sklepach nie przybędzie, a w inwestycjach też mniej jakby...

Jak już wiemy, zaklinanie Kataru zakończyło się fiaskiem. Zawsze lepiej stosować jednak jakieś sprawdzone lekarstwa, nawet jeśli są dość drogie...



więcej o kryzysie na stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

wtorek, 22 września 2009

Po przerwie...

Kilka dni przerwy daje świeże spojrzenie na wiele spraw... Po pierwsze, po co w ogóle pisać bloga, którego czyta kilka osób, w tym autor (bo dobrze jest przeczytać przed wysłaniem ;-)
Po drugie, co z tym kryzysem? Jedni mówią, że dopiero się zacznie, inni wręcz przeciwnie, a więc komu wierzyć?
Po trzecie, co z tą piłką? - skoro już o kryzysie mowa...

Zatem odpowiadam sam sobie: Po pierwsze, nie zawsze pisanie dla kogoś jest dobre. To trochę tak, jak z pisaniem na zamówienie. Wszystkich i tak zadowolić się nie da, a blog jest pewnym śladem, rodzajem pamiętnika, do którego można kiedyś wrócić, o ile Internet nie zniknie i przypomnieć sobie, jak to drzewiej bywało. I tu gładko przejdę do odpowiedzi na kolejne pytanie.

Kryzys, odmieniany przez przypadki, już nas tak nie przeraża, a nie którzy mogą nawet powiedzieć, jak niegdyś Liroy przy wręczaniu nagród, że ich to po prostu "nie wali". Bo cóż taki kryzys, w porównaniu np. z tym za oceanem?
Bezrobocie wzrosło tylko o około 2,5% (na razie), złotówka znacznie mocniejsza niż pół roku temu, statystyki ekonomiczne dla Polski korzystne, giełda w górę, a do tego lato było ładne, a jesień pewnie też będzie niczego sobie. Zatem czym się tu martwić? Otóż myślę, że jest czym i zgadzam się całkowicie z Peterem Shiff-em, że kryzys dopiero nas czeka. Oby nie nałożyły się na siebie tąpnięcia na świecie razem z naszym przyszłorocznym wzrostem deficytu budżetowego. Dalszy wzrost cen surowców może dołożyć do tego jeszcze wzrost inflacji, a wtedy miły sen się skończy. Może nie jest tak, że kryzys już u drzwi, ale należy go wypatrywać, na razie z daleka...

A pytanie trzecie...hm. Tu odpowiedź wydaje się mimo wszystko najtrudniejsza. Myślę, że wybór pana Stefana Majewskiego na trenera kadry jest, pisząc oględnie, jakimś eksperymentem. Wszelkie eksperymenty mają jednak to do siebie, że udają się bądź nie. Tutaj jednak sytuacja jest złożona, ponieważ "przymierzanie" trenera do kadry obarczone jest ryzykiem znacznie większym. Jeśli bowiem reprezentacja wygra oba mecze i znajdzie się przypadkiem na drugim miejscu w grupie, co jest matematycznie możliwe, to pokusa, aby pozostawić "zbawcę" na dłużej będzie niezwykle silna. Problem w tym, że wyciąganie wniosków z takiego układu tabeli będzie kompletnie nieuprawnione. Podrażnieni ostatnią porażką reprezentanci, wzmocnieni kilkoma zawodnikami, którzy marzą o tym, żeby się pokazać, mogą te mecze wygrać, zwłaszcza, że Słowenia pierwsze miejsce zapewni sobie być może już w najbliższej rundzie spotkań. Wówczas bez motywacji będzie przeciwnikiem nieco łatwiejszym. Pytanie co dalej? Czy trenowanie kilku drużyn naszej ligi, bez spektakularnych sukcesów, jest wystarczającą rekomendacją? Kolejne, to czy prezes Lato ma wolę rozpatrywania innych kandydatur na serio, czy to już sytuacja dogadana i przesądzona? Oby nie.

Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby jednak zaproszenie trenerów do konkursu, w którym przedstawiliby swój program, tak, jak trener Castellani w siatkówce. On rozpoczął od "nieplanowanego" sukcesu, więc teraz będzie mu trudniej, ale z kolejnych działań można go rozliczać. Z trenerami w piłce jest tak, że stawia się przed nimi tylko cele główne (ME lub Mistrzostwa Świata) i nic po drodze nie ma. To jest być może właśnie błąd, który powoduje, że albo jest euforia, albo kompletna depresja. Widząc małe kroczki, które prowadzą do celu łatwiej jest akceptować potknięcia i nie wieszać psów na trenerze i piłkarzach po każdym nieudanym meczu oraz krzyczeć hurra!, gdy uda się akurat wygrać z Portugalią. Lepiej wiedzieć, że może być nawet przez dwa lata słabo, po to, żeby zbudować silne zaplecze i sięgać po sukcesy seryjnie, tak jak drużyna nieodżałowanego pana Kazimierza Górskiego. To nie prawda, że on miał do dyspozycji piłkarzy wybitnych. Być może Deyna, Lubański, Lato czy Szarmach mieli szczyt formy na najważniejszych imprezach, ale przecież nie potwierdzali go znakomitymi osiągnięciami poza reprezentacją. Ktoś powie, że były inne czasy, że nie mogli się pokazać itd. Z tym również będę polemizował. My po prostu mieliśmy znakomitego trenera, który cały czas, konsekwentnie budował drużynę i osiągał najważniejsze cele. I takiego trenera nam potrzeba. Nie wiem czy wśród rozpatrywanych kandydatur jest ktoś taki. Być może trener F.Smuda, chociaż to też jest zagadka.

Lepiej jednak zaufać komuś, kto kilkakrotnie pokazał, że umie zbudować drużynę, niż eksperymentować, kombinować, a potem znów się wstydzić...


więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

piątek, 18 września 2009

Jak nie szanować historii i kilka innych pytań.

Miałem blisko miesiąc temu okazję obejrzeć na przedpremierowym pokazie film G.Brauna "Marsz wyzwolicieli", w którym reżyser pokazał m.in. na czym polegała naprawdę doktryna wojenna Stalina. Wiktor Suworow, po części narrator tamtych wydarzeń, uzasadnia tezę, że Stalin nie przygotowywał się do wojny obronnej, ale planował ekspansję na zachód...

Tymczasem wczoraj, w rocznicę napaści sowieckiej na Polskę we wrześniu 1939 roku, pokazano inny film reżysera "Defilada zwycięzców". To również poruszający dokument.
Zastanawia mnie jedno: Dlaczego w trakcie gdy toczy się ostra dyskusja na temat szkodliwej dla Polski propagandy uprawianej obecnie przez historyków i polityków rosyjskich, nie potrafimy sami przybliżać Polakom własnej historii? Czemu film, który może utrwalać w świadomości obywateli naszego kraju, prawdę historyczną i skłaniać do refleksji, jest emitowany o godz. 14-ej? Komu zależy na tym, aby obejrzała go jak najmniejsza liczba osób? Kto decyduje o tym, że powinniśmy czynić kolejne ukłony w stronę Rosji i nie nagłaśniać prawdy o 17.IX.1939 roku? Po co machać szabelką w kwestiach których zmienić nie możemy, a nie zmieniać tego, co powinno być naszym obowiązkiem i co można zrobić w prosty sposób? Czy może o wszystkim decydują pieniądze i zamiast misji publicznej mamy po prostu realizować program walki z konkurencją, pokazując zamiast historii jakąś wieczorną szmirę, bo wtedy zasiada przed ekranem więcej widzów?

To nie są pytania retoryczne. Ktoś powinien na nie odpowiedzieć. Degrengolada we władzach TVP nie może być usprawiedliwieniem dla tego rodzaju głupoty. Brak słów by nazwać to inaczej. Czyżby kolejny kryzys rozumu, czy może jednak świadome działanie? To byłoby znacznie bardziej groźne, czyż nie?


więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

wtorek, 15 września 2009

Czasem można bez kryzysu...

Po długiej przerwie postanowiłem coś jednak napisać zainspirowany dziedziną, w której kryzysu nie widać. Na szczęście. Chodzi oczywiście o siatkówkę. Wreszcie mamy medal i to ten najważniejszy. Gra zespołowa okazała się być kluczem do zwycięstwa. ktoś mógłby powiedzieć, że przecież to jest gra zespołowa. Okazuje się, że czasem tylko z nazwy. Patrząc na osiągnięcia piłkarzy, czy ostatnie porażki koszykarzy, wyraźnie widać, jak wielkie znaczenie ma możliwość rotacji zawodników bez szkody dla jakości gry.

Tymczasem minister finansów dworuje sobie z ekonomistów unijnych, którzy przyznają, że się pomylili w prognozach PKB dla Polski za bieżący rok. Jak to mówią, ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Może się okazać, że pomylili się wszyscy. Ciekawe kto wtedy przeprosi. Zwiększenie deficytu o 100%, jak się okazuje, już na nikim nie robi wrażenia. I słusznie. Po tym co się obserwuje za oceanem, to w sumie kaszka z mleczkiem...

Mimo wszystko byłbym w prognozach bardziej ostrożny. Ten 1 procent, wydawać się może nie tak istotny, ale w praktyce stoi za nim sporo prozaicznych, a ważnych dla przeciętnego Polaka spraw. Miejsca pracy, ceny produktów itd... To wcale nie jest zupełnie teoretyczna dyskusja. Do końca roku nie tak daleko, więc i prognozy nieco łatwiejsze. O ile jednak w 2009 będzie jeszcze stosunkowo nieźle, o tyle kolejne lata, przy obecnej polityce zadłużania państwa nie przedstawiają się, niestety, różowo. Kryzys odłożony w czasie może wydawać się lepszym rozwiązaniem, ale zwykle jest bardziej bolesny. Miejmy nadzieję, że nie będzie aż tak źle. Rząd i politycy muszą jednak wziąć przykład z siatkarzy i spróbować zagrać, przynajmniej w najważniejszych kwestiach, w jednej drużynie...



więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com

czwartek, 10 września 2009

To nie kryzys...

Brak wpisu spowodowany był szokiem pomeczowym. Wprawdzie należało się spodziewać, że po wyniku w Chorzowie remis w Słowenii będzie sukcesem, ale to nie był kryzys formy. To był skandal. Widziałem reprezentację grającą źle. Widziałem ją grającą bardzo źle, ale tu padł rekord, który należałoby wpisać do jakiejś księgi. Drużyna, która jedzie wygrać mecz ostatniej szansy i oddaje pierwszy strzał na bramkę w 70 minucie...

Zawsze należy szukać pozytywów i faktycznie, może się czepiam. Przecież mogli nie oddać żadnego strzału. Mogli oddać kilka strzałów na własną bramkę, w tym co najmniej jeden celny, jak w Irlandii. Wprawdzie to też mogłoby się nie udać, bo jak nie idzie, to nie idzie... Boruc by przypadkiem złapał, albo jakiś słupek czy poprzeczka.

Nie ma co się pastwić, trzeba myśleć o przyszłości. Zostały dwa mecze. Z trenerem, który jednak zapewnił nam udział w ME i to po raz pierwszy w historii, należało się rozstać w sposób cywilizowany, ale cóż. Jaki pan, taki kram. Piłka w Polce wygląda jak jej włodarze. To nie jest od dawna tajemnicą dla nikogo. Słoma z butów wylezie zawsze. Choć z drugiej strony, to trener też nie zachowywał się w tym związku najlepiej.

Moim zdaniem szansa, że przeciwnicy zgubią kilka punktów wciąż jest realna. Nie wiem, czy jest możliwe, żeby nowy trener, działając w dodatku w trybie tymczasowym zbudował tymczasowo drużynę na 6 punktów... Chociaż gdyby Franz zebrał ekipę Lecha wzmocnioną dwoma, trzema zawodnikami, to pewnie gorzej by nie było. Bo czy w ogóle może być gorzej?

No, właśnie. Tak więc nie ma się czym przejmować. Trzeba trzymać kciuki i wierzyć, aż do kolejnego kryzysu, albo zapaści...



więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

poniedziałek, 7 września 2009

Wielka Dziura?

No i stało się. Minister Rostowski przyznał się do wszystkiego, słusznie licząc na łagodniejszy wymiar kary... Rynki, póki co, mu odpuściły informację, że deficyt w przyszłym roku będzie kwotowo dwukrotnie wyższy niż obecny.

Jak podaje w swojej analizie portal Money.pl bywało już znacznie gorzej, bo w ujęciu procentowym do PKB było to 6%, a teraz będzie tylko 3,8%.

Oczywiście, wszystko to "być może", ponieważ optymizm polega na założeniu, że uda się coś niecoś jeszcze sprywatyzować. I pewnie się uda i to znakomicie, bo sporo nam jeszcze zostało. Problem polega na tym "jak prywatyzować?" Jeśli mają to być kolejne przypadki "a la stocznia", to uprzejmie dziękuję za taką "prywatyzację". Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest sprzedawanie z licytacji. Tyle, że łatwiej sprzedaje się w taki sposób cały zakład, a nie jego część. Ograniczenia przy zbywaniu procentowego udziału są jednak znaczne i trudno by było osiągnąć tu jakiś spektakularny sukces. Paradoksalnie jednak kryzys może pomóc, bo wiadomo, że w kryzysie kupuje się taniej ;-)

Cóż, to jest zmartwienie ministra i rządu, ale jeśli okażą się zbyt dużymi optymistami, to będzie to wówczas nasze, duuuże zmartwienie. Proporcjonalne do wielkości dziury budżetowej...



więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

sobota, 5 września 2009

Obama Motors atakuje...

Kolejna, niemoralna propozycja reanimowania trupa za pieniądze podatników. Po wysłuchaniu Wiadomości o tym, że rozważana jest w Europie propozycja GM o dofinansowaniu miejsc pracy w fabrykach w Niemczech, Anglii i w Polsce na łączną kwotę 1,3 mld euro, z czego Polska miałaby pokryć, jako kraj biedniejszy, "tylko" 300 mln.

Jak podaje serwis Money.pl, rzecznik ds. konkurencji Jonathan Todd powiedział PAP, że KE nie ma informacji o staraniach General Motors ws. pomocy publicznej. Przypomniał jednak stanowisko Komisji co do warunków, jakie musi spełnić pomoc publiczna, by KE uznała ją za legalną.

"- Żadna pomoc publiczna nie może być przyznana pod warunkiem utrzymania produkcji w danym kraju, czy też utrzymania kontraktów z podwykonawcami w danym kraju. To spójne, konsekwentne stanowisko Komisji Europejskiej, oparte na wymogach unijnego prawa - podkreślił Todd."

Tako rzecze rzecznik, lecz nie takie numery już w administracji UE przechodziły...

Wprawdzie w fabryce Opla w Gliwicach twierdzą, że nic o takim wystąpieniu do rządu nie słyszeli, ale przecież nie o wszystkim władze General Motors, którą to firmę złośliwi nazywają już w tej chwili Obama Motors, muszą natychmiast informować dyrekcje poszczególnych zakładów.

Mam nadzieję, że nikt u nas nie zwariuje i nie da bankrutowi złamanego grosza. Pretekst, a właściwie szantaż, związany z rzekomym utrzymaniem miejsc pracy, jest w tym przypadku wyjątkowo bezczelny. Prawdopodobnie nikt nawet nie sprawdził jaki taka ochrona miałaby mieć sens ekonomiczny. Otóż ja policzyłem... 300 mln euro, to w tej chwili około 1,23 mld złotych, co daje, przy średniej pensji powiedzmy 3.500zł dla 5.000 pracowników (liczę już z podwykonawcami, bo w fabryce pracuje 2850 osób), można wypłacać wszystkim zasiłek w wys. 100% wynagrodzenia przez 70 miesięcy, a więc prawie przez 6 lat! Oczywiście, gdyby trzeba od tego zapłacić ZUS, to przez 4,5 roku, ale przecież dysponując wolną kwotą 300 mln euro należałoby jeszcze doliczyć procent składany, jako że w pierwszym roku wypłacilibyśmy tylko 1/6 kwoty. Reszta mogłaby procentować, co pokryłoby część kosztów (np. ZUS).

To tylko gdybania, ale wyliczenie pokazuje, że nawet gdyby uposażenia były o 100% wyższe, a w Anglii pewnie są wyższe o ponad 200%, to i tak znacznie lepiej dać pracownikom godne odprawy, a część z nich zatrudnić w firmie, która przejmie fabryki bankruta. Kryzys nie zwalnia od myślenia, ani od liczenia. Być może w GM o tym nie wiedzą, bo przecież zawsze można wyciągnąć rękę do lewicującego, a obecnie już chyba coraz bardziej lewitującego prezydenta, lecąc na spotkanie prywatnym odrzutowcem...

Na koniec pytania po części retoryczne: Ile do tej pory kosztowały nas stocznie? Ile jeszcze będą kosztować?


więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo

czwartek, 3 września 2009

Obym się mylił...

Rząd chwilowo zwalczył stan zaKatarzenia i wszedł w okres pewnej inercji spowodowanej samozadowoleniem z gdańskich obchodów rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Sporo tuzów z krajów ościennych się pojawiło, a więc odtrąbiono sukces. Trwają wprawdzie spory czy Putin mógł czy nie mógł, ewentualnie czy powinien przeprosić za Katyń, za pakt, a może jeszcze nawet za przyszły rurociąg, bo to też niestosowne wobec Polski.

Myślę, że nasza wrażliwość wybiegła dość daleko ponad przeciętną. Rosjanie, jak wiadomo, przepraszać nie lubią i może należałoby spróbować ich nie naciskać tak energicznie w czasie spektakularnych wizyt. Lepiej doprowadzić do otworzenia archiwów, popracować na niższym szczeblu (historyków obu państw), a wtedy będzie łatwiej...

Sondaże uczyniły obecnego, miłościwie nam panującego, pana premiera przyszłym prezydentem i to z przewagą taką, że nawet na horyzoncie nikogo nie widać... Jak mówią Rosjanie "Pażiwiom, uwidim". Kilka min jeszcze w kolejce na nasz rząd czeka, a czy sobie z nimi poradzi? To jest właśnie prawdziwa zagadka. Dziś się udało przekonać nauczycieli, że dostaną 7% podwyżki i to dopiero za rok, czyli w najlepszym razie realnie nie stracą, bo suma inflacji tegorocznej i przyszłorocznej, jeśli wszystko pójdzie dobrze, nie przekroczy właśnie 7%. Moim zdaniem przekroczy, ale obym się mylił...

Tymczasem Europejski Bank Centralny również wieszczy koniec kryzysu i spodziewa się obecnie wzrostu gospodarczego na poziomie 0,2 proc. w roku 2010 wobec wcześniejszych przewidywań spadku PKB o 0,3 jeszcze w czerwcu tego roku. PKB strefy euro ma być również wyższe, a dokładniej mniej ujemne niż zakładano, tzn. -4,1 zamiast -4,6%.
Czyli same sukcesy. Do tego jeszcze złotówka się umacnia, wzrosty na giełdzie i jak tu się nie cieszyć? Wszystko wskazuje na to, że stopa życiowa nam się znów zacznie podnosić. Oby nie podnosiła się do kolejnego kopnięcia...



więcej o kryzysie na naszej stronie: nakryzys.com,
a jeśli ktoś chce koniecznie wziąć jakiś kredyt, to zapraszam do porównania ofert w naszym "miasteczku" Bankowo